zataczanie koła
4 marca 2021Dawno, dawno temu, jeszcze w wieku XIX, za morzami i lasami, amerykańscy drukarze, dla ułatwienia sobie pracy, wymyślili „logotyp”. Wielokrotne składanie nazwy, tej samej nazwy firmy, podsunęło im myśl scalenia wielu pojedynczych czcionek w jedną, poręczną czcionkę, zawierającą nazwę. Upraszczało to pracę zecera oszczędzając czas. Oczywiście dotyczyło to wyłącznie firm bardzo dużych i bardzo często przywoływanych w tekstach. Minęły lata, nastąpiły zmiany technologiczne w druku prasy i termin „logotyp” przejęli projektanci, na określenie tychże nazw firmowych, w formie projektowanych znaków firmowych, wzbogaconych czasem o sygnety. Z czasem i z rozwojem projektowania identyfikacji wizualnej zaczęto stosować bardziej precyzyjne określenia – termin „logotyp” wrócił do korzeni, określając literowy skład nazwy firmy, a wraz z sygnetem (zwanym także czasem godłem) tworząc logo.
Po latach i przemieleniu wielu trendów w projektowaniu znaków firmowych – od ilustracyjnych, rozbudowanych graficznie, po minimalistyczne, aż do nieodczytywalności – zatoczyliśmy koło, wracamy do minimalistycznego posługiwania się samym logotypem i to w formie zawężonej do krojów jednoelementowych.
Trendy projektowe wyznaczają na ogół wielcy. Mając ugruntowaną przez dziesiątki lat pozycję na rynku, dysponując ogromnymi funduszami eksperymentują, by się odróżnić od całej reszty drobiazgu w branży. Ale drobiazg podgląda i też chce być równie nowoczesny. Jest jednak pewien inny drobiazg, mała rafa – odróżnialność. Jak stosując niemal nie odróżnialne, dla przeciętnego Kowalskiego, kroje jednoelementowe ją osiągnąć? Trudność druga, to gama barwna, ograniczona do czerni. I tu zaczyna się zabawa w dodawanie typograficznych smaczków, wprowadzanie niewielkich zmian w kształt liter składających się na nazwę – tu zaokrąglenie, tam lekkie przycięcie itp. Czasem, choć rzadko, ze względu na koszty, dla wielkich i zasobnych powstaje dedykowany krój, dla całej identyfikacji wizualnej firmy. Efekty tych działań przypominają jednak bardziej zabawę w niuanse dla profesjonalistów, kolegów po fachu, niż rzeczywistą odróżnialność jednych od drugich przez przeciętnego Kowalskiego. Dla tego przeciętnego Kowalskiego wyglądają jak zaprojektowane jednym krojem teksty w gazecie czy internecie. Brakuje czegoś, co dotąd było dla niego ułatwieniem w zapamiętaniu – memokotwicy, w postaci charakterystycznego na pierwszy rzut oka kształtu sygnetu, logotypu lub całego znaku. Zróbmy mały eksperyment, wprowadzając do wszystkich logotypów krój znany wszystkim – Arial.
Wytrenowane oko projektanta różnicę wyłapie, przeciętny Kowalski nie ma szans. W sumie – „jak nie widać różnicy, to po co przepłacać”.
Ten nowy minimalistyczny trend bywa tłumaczony dość dziwnie, np. ograniczonym miejscem ekspozycji znaku lub położeniem większego akcentu na styl wizualny firmy. Dziwne to o tyle, że posługiwanie się samym sygnetem (vide Apple, Nike) nie sprawia żadnych kłopotów, nawet na najbardziej małym polu ekspozycji. Drugi z argumentów zaś ma jedną wadę – trudność przypadkowego zakodowania przez odbiorcę, jak by nie patrzeć wymaga to sporego czasu, obserwacji poczynań firmy i dość łatwo o mylenie stylów poszczególnych firm. A wszystko z racji braku graficznej memokotwicy, łatwo zapadającej w pamięć. Może po prostu zmierzamy do ery bezznakowej – dźwięk, zapach, smak, zamiast obrazu ….
design logo typo
Tagi: czerń krój logotyp memokotwica minimalizm sygnet trend zecer znak firmowy
skomentuj
zagoniony zając
21 września 2018Tendencja, czy może raczej trend, literniczego rozgrywania znaków firmowych przypomina mi coraz bardziej chińskie uniformy okresu rewolucji kulturalnej. Jeden nieomal krój z detalami tak minimalnymi, że wie o nich jedynie twórca uniformu – lekko nie ten odcień, kawałek szwu szarą a nie czarną nicią, nie zapięty guzik etc. Dziwnie zmierza to w takim właśnie kierunku i za chwilę okaże się, że tak naprawdę znakiem firmowym jest kilka liter obojętnie jakim krojem pisanych, bez dedykowanego tła. Wrócimy do korzeni, gdzie ważna była nazwa a nie jej zapis czy symbolika sygnetów, już całkowicie zbędnych. Z natłoku piktogramów wrócimy do czytania i wygrywać będą ci umiejący sylabizować. A może to jest właśnie cel jaki sobie projektanci tej fali stawiają – walka z analfabetyzmem wtórnym?
Z drugiej strony obudowuje się taki minimalistyczny przekaz całą ferią doznań wzrokowych tworząc styl marki. I tu już nie ma zmiłuj, nie wystarczy podświadome zakodowanie w pamięci jakiegoś znaczka, trzeba czytać i zapamiętywać konteksty. Miliony detali zaśmiecających szare komórki, zagracone jak garaż domorosłego amatora czterech kółek – od słoików po wekach po złamaną śrubkę, bo wszystko się przyda.
A mózg międli i próbuje znaleźć tę podkładkę nietypową, co na bank musi być a nie można znaleźć. Międli i rozmywa te wszystkie kolorystyczne niuanse, nakłada i międląc zlewa w czarną plamę. A plama, jak czarna dziura tężeje, rośnie, zasysa i pokazuje nicość naszych wysiłków.
Z kosmosu mliardów znaków, piktogramów, ikon wracamy do alfabetu z jedynie 32 literami, ale ileż to daje możliwych kombinacji ich zestawienia. Znowu kosmos nieogarniony. I tak jak niewprawne, nieuzbrojone oko widzi świetliste punkciki, jedne większe, drugie ciut mniejsze, ale w sumie takie same. niewyróżnialne i nieodróżnialne. Utkane na tej białej czy czarnej apli zdawać by się mogło bez sensu i jedynie dla podniety poetów. Nie ogarniesz i nawet nie próbujesz, bo po co.
Wszystko już było, jak mawiał Ben Akiba. W miliardach projektów na tym bożym świecie przerobiono już wszystko lub prawie wszystko. Kształty i przebiegi krzywych zaczynają się powielać, z dostępnej skali kolorystycznej nie da się już wycisnąć nic odkrywczego, nawet czerń już jest najczarniejsza z czarnych. A każdy nowy dzień wita nas nowymi dokonaniami projektowymi, powstającymi z szybkością najnowocześniejszej linii produkcyjnej prezerwatyw. Miliony osłonek dziennie na nowe firmy, towary, inicjatywy i co tam da się tylko zaznakować. Część pęknie przy pierwszym użyciu, normalne.
A kreatywność mamy w genach, tak twierdzą specjaliści od ewolucji, zatem wystarczy ta drobina kreatywności plus narzędzia, komputer, oprogramowanie, i jesteśmy artystami, projektantami nowych osłonek, także tych powodujących ciąże niechciane i najzupełniej przypadkowe, pomimo ich wcześniactwa i ułomności wynikającej ze zwyczajnego chciejstwa a niemożności, połączonego z podkradaniem cudzych łakoci. Bo kto powiedział, że kreatywność to jedynie własna praca i przemyślenia? można przecież kreatywnie kraść. A kto sprawdzi w lesie z miliardem drzew czy się gdzie gałązki nie wycięło, a jak sprawdzi to mu pokażemy inne gałązki też urzezane. I co. puszcza zginie przez tę jedną naszą urzezaną witkę?
Z trendami jest jak z morzem, wrzucisz kamień kręgi się rozchodzą, im ciekawszy kamień tym szerzej. Czasem kamień tak smakowity, że fale rosną i przeganiają się rosnąc, tsunamieją. Ale zawsze jest jakiś brzeg a po nim kres tego rozprzestrzeniania, woda opada i spokojnieje do następnego tsunami, choć czasem bywa czkawka, wtórne rozlania, odtwórcze i markujące kreatywność. Piranie patrzą i czekają chwili.
A wracając do trendu z pierwszego akapitu, wróżę mu spore tsunami z wtórnościami do potęgi. Bo cóż to za frajda postukać w klawisze i gotowe do kasy, za piwo, za lizaka, każdy w końcu da radę, nawet totalnie akreatywny. Nawet uzasadnienie na tacy podane – bo największe znane marki…. Ale jest i pozytyw, może ten rozlany wtórnie trend nauczy choć alfabetu, sylabizowania a w końcu czytania. Idzie tu w sukurs coraz wymyślniejszy naming ojczysty, typu „Zagoniony Zając”, łatwo to poszerzać, ku pożytkowi utaplanych w trendzie piranii, i np. rozwijać nazwy w coraz dłuższe frazy. Może brakować tylko jeszcze jednego elementu tej nauki, najważniejszego – rozumienia co się czyta. Ale wtedy wrócimy do objaśniania obrazkami.
nowy trend
16 lutego 2016Miasto Haga ma nowy, kolejny znak promocyjny.
„Logo opracowano w ramach projektu Branding Miasta Haga 2020. Wszystkie przedsiębiorstwa, instytucje i organizacje działające na rynku chcące promować Hagę mogą z niego skorzystać. Ten znak nie zastępuje oficjalnego logo miasta.” www.underconsideration.com
Projektanci: Dayna Casey, Rogier Rosema, Annebel Schipper, Inês da Costa, Menno de Bruijn, Floris Schrama, Eveline Veldt, Theo-Bert Pot, i Joost Dekker
Zespół dziewięciu projektantów z Royal Academy of Art w Hadze zaproponował dość nietypowe podejście do tematu, tworząc znak wyłącznie literniczy, złożony z dwu krojów: szeryfowego i jednoelementowego. Jest w tym jakaś przewrotna idea i znak na pewno jest charakterystyczny.
Czy to dobry kierunek? Nie wiem. Wiem za to, że na pewno znajdzie naśladowców w obszarze znaków miejskich.
Zajrzyjcie na stronę projektu – www.brandthehague.nl
Personal(izowanie) logo
20 listopada 2011Argentyński operator sieci telefonii komórkowej Telecom Personal, własność Telecom Argentina, zaprezentował nową identyfikację, jak przystało na nazwę, spersonalizowaną
Autorem jest brytyjska agencja This is Real Art.
9 różnych pisanek + 9 kolorów tła daje spore możliwości.
Personalizowanie, zmienność logo, zmienność kolorów zaczyna być trendem rozwijającym się dość silnie, szczególnie w branżach telekomunikacyjnych i mediów, stawiając przed projektantami kolejne wyzwania, nie tylko co do ich sprawności projektowej, ale i trafności oceny zapisywania się znaków w sposób prawidłowy w pamięci klientów. Trend z założenia próbujący w wielości znaków zaistnieć wielością mutacji jednego znaku ma rację bytu pod warunkiem kolejnej wielości – ekspozycji. Wystarczy popatrzeć na, nie tak w końcu dawne, propozycje identyfikacji AOL, Melbourn, czy, daleko nie szukając, wcześniejszą o kilka miesięcy propozycję brandingową autorstwa Saffron Brand Consultants, dla marki A1 Telecom Austria.
Czy inną realizację rebrandingową autorstwa Saffron Brand Consultants, dla australijskiej Telstry, o której wspominałem we wrześniowej wyliczance, ale nie zawadzi przywołać ponownie.
Nie sądzę by ten trend zbyt szybko „poszedł w lud”, z prostego powodu jakim jest dużo większy wysiłek projektowy, ilość wersji i mutacji, a co za tym idzie większe koszty, ale to tylko jedno z ograniczeń, drugim jest możliwość eksponowania w jak najszerszym obszarze i jak najczęściej, zatem koszty dotarcia do klienta. Jest to więc raczej trend dostępny dla zasobniejszych firm, choć widać także próby na mniejszą skalę, dla skromniejszych budżetów. Przyznam jednak, że to kierunek pociągający i dający ogromne pole do popisu w dobie wszech obecnych mediów elektronicznych. To już nie jest prostackie kręcenie na stronie www znakiem wokół osi i migotanie pseudo blikami. I dobrze.