wyprawa po pierniki
29 sierpnia 2016Pojechałem Ci ja na jednodniową wycieczkę, z wnukiem, do Torunia. Bo pierniki i oczywiście krzyżaki go interesowały bardzo. Nieco to męczący wypad, za mało czasu na wiele rzeczy, ale pierników pojedliśmy, nie wspominając o pysznościach obiadowych w Pierogarni. Przyznam, że ostatni raz byłem w Toruniu bodaj około roku 1970, nie liczę tu kilkukrotnych przejazdów przez miasto i przesiadek na toruńskim dworcu PKP. Wypiękniało miasto niebywale. Przy okazji zauważyłem wiele drobnych detali, które mi się spodobały, to i je prezentuję.
Ot, choćby takie popiersia na murze, robiące atmosferę.
Wrocław ma krasnale a Toruń popiersia, i figurki na parapetach. Tak się wzmacnia wizerunek miasta. W ten klimat wpisują się też wiszące na latarniach herby.
A to już bruk miejski, oczywiście z herbami.
W klimaty wpisują się też miejscami szyldy.
Niestety są i takie, które psują widok. Przyznacie, że to dość paskudne zestawienie.
Trafiłem też na przypadek tablicy urzędowej, jak znalazł do mojego opracowania „Orli Dom – Księga tablic urzędowych”.
A na koniec ciekawostka, znak widzieliśmy, nad ruinami krzyżackiego zamku. Fotka nieco kiepska, źle znak chyba widać.
Tylko nie wiem, to plus, czy krzyż to.
Następnym razem mam już zabukowane przez wnuka dwa dni, na spokojne spożycie większej ilości pierników i spokojne poszwędanie się po starówce.