nieistotny znak
25 października 2012Pewien mądrala, parający się z nudów trollowaniem, zaserwował mi tekst taki – znak nie ma dla firm żadnego znaczenia, ale to do mnie, jako doktrynera* (jak twierdzi), jeszcze nie dotarło. Hmm… no to się zastanówmy czy ten znak jest dla firm zupełnie nieważny.
Przykład pierwszy Steve Jobs, mający na głowie firmę Apple i całą jej produkcję, zajmuje się tym nieistotnym znakiem na tyle by zauważyć konieczność jego odwrócenia do góry nogami na notebookach. Dlaczego sobie głowę tym nieistotnym znakiem zawraca? ano, by w filmach, gdy pojawi się jego sprzęt, a na ogół jest to jego sprzęt, znak był prawidłowo czytelny, od strony widza. Drobiazg.
Przykład drugi. Ta sama Apple gania po sądach na całym świecie wszelkie znaki podobne lub tylko „wydające się podobnymi”, do ich znaku. Pewnie z nudów.
Przykład trzeci czyli sprzedawanie znaków. Nie firm, a czasem i kupowanie firmy tylko po to tylko by przejąć jej znak. Jest takich przykładów na pęczki, ale, troll wie swoje. Że też ludzie dają się nabierać i kupują te „nie mające znaczenia” znaki. A mogliby posłuchać trolla mądrali.
Przykład czwarty – Coca-cola. Znak firmy jest wyceniony, jako marka, wyżej niż wycena ich nieruchomości. Wyceny znaków/marek można znaleźć choćby w rankingach firm. Najnowszy ranking mamy pod ręką na www.ekonomia24.pl
Przykład piąty Ford – pod zastaw znaku firmowego wziął z banków pożyczkę, bagatela 23,5 miliarda dolarów. Zresztą nie on jeden.
To było z najwyższej półki. To może zejdźmy na niższy poziom. Znak URSUS, jako znak firmowy, zakończył żywot wraz z firmą, ale wraca, znak, nie firma. Bo ma wartość nie tylko finansową, ale i coś wiele co znaczy dla odbiorców, oznacza bowiem dobry, w ich oczach, sprawdzony wyrób, a sentyment i lojalność wobec marki/znaku do rzecz bezcenna.
No to ma znaczenie ten znaczek, czy nie ma?
* „doktryner (fr. doctrinaire od fr. doctrine ‘nauka’ z łc. doctrina) osoba zawzięcie opierająca się na wąskim, często nieaktualnym, przedziale wiedzy z danej dziedziny, na ściśle określonej doktrynie.” – na podstawie „Słownika Wyrazów Obcych” Wydawnictwa Europa, pod redakcją naukową prof. Ireny Kamińskiej-Szmaj, autorzy: Mirosław Jarosz i zespół.
I kto tu doktryner?
Podobne artykuły
Troll Tarabanie jest autentyczny i jego wypowiedź także. To raczej nie „dorzucanie do pieca” a jego pogląd w temacie znaczków.
nie taki troll z tego trolla. zasadniczo się z nim zgadzam. Marka to wartość sama w sobie, często, coraz częściej forma ważniejsza niż treść. design, moda, opinie ( pozycjonowanie marki ) ważniejsza niż sama rzeczywista wartość produktu. Taka kreacja podświadomie wpływa na nas i sprawia iż wierzymy że dany produkt jest lepszy. Osobiście nie widzę w tym nic złego. era ,,znaczków” cofanie się do starożytności, zastępowanie rozbudowanego przekazu piktogramami. Im prościej tym lepiej.
A jednak coś przeoczyłeś. Owszem kreacja wpływa, jak piszesz, ale potrzebny jest element łatwy do zapamiętania i takim jest znaczek. Nie jest to żadne cofanie dokądkolwiek, a czysto mnemotechniczna zagrywka. Zapomniałeś także, a może nie wiesz, że zbudowanie stylu firmy, bez tego małego drobiazgu nie tylko jest dużo trudniejsze, ale i czaso- i kosztochłonne. Rozbudowany przekaz jest efektowny, co naturalne, ale trudny do zakodowania w pamięci. A skoro rozbudowany, to hasło „im prościej tym lepiej” ma się do niego niestety nijak, więcej, to hasło odnosi się dokładnie znaków.
PS Szanowny t. jeśli chcesz dyskutować na blogu, to nie podawaj fałszywych danych, bo wylądujesz w spamie.
Może kiedyś będę żałował tych słów, ale z mojego doświadczenia wynika tak:
1. Gdy rozkręcamy firmę, znak graficzny ma tak naprawdę niewielkie znaczenie. To wartość produktu, lub usługi w oczach odbiorców jest tym co tak naprawdę napędza biznes.
2. Gdy rozkręcimy firmę, znak staje się jej największą wartością. Gdyby zabrać znaki firmowe największym markom, zbankrutowały by one następnego dnia.
Poprawcie mnie jeśli uważacie, że się mylę.
ad1. nie do końca, bardziej grają tu role finanse własne rozkręcającego, a raczej ich brak.
Gdy rozkręcamy firmę, cena jaką jesteśmy gotowi zapłacić za znak odzwierciedla nasze spojrzenie na powstającą markę.
Gdy firma „się kręci” cena za znak odzwierciedla to, na ile nasz brand wycenia rynek.
@Taraban „a z logo na laptopach dali po prostu ciała umieszczając je odwrotnie i dopiero po jakimś czasie zorientowali się, że nie potrafią nawet poprawnie umieścić jabłka na obudowie.”
I to jest rasowy przykład mitologizowania Apple i robienia niewiadoma czego i wielkiego geniuszu z rzeczy na które inni producenci sprzętu wpadli już wcześniej – tak po prostu, bo była na tyle oczywista że nie wypadało się tym nawet chwalić.
Jest taki ciekawy test ukazujący, że marka zniewala odczucia – mimo, że w papierowych kubkach podaje się ludziom TEN SAM napój, oni twierdzą, że ten z logo Coca-Cola jest pyszny, a ten z nieznaną nazwą paskudny, chociaż to ta sama cola.
Oj chyba nie ma sensu w ogóle zastanawiać się nad tym, czy znak jest ważny czy nie. Wiadomo, że znak odróżnia firmę pod pozostałych. Zresztą, po co firmy wydaję naprawdę ogromne pieniądze po to, żeby rejestrować je w Urzędzie Patentowym? Istnieją nawet oddzielne firmy prawnicze, które wykonują takie usługi. Mało tego, są też specjalne strony takie jak https://6krokow.pl/dlaczego-warto-zastrzec-znak-towarowy/ na których jest mnóstwo informacji, że jednak rejestracja popłaca. Firma bez znaku – to tak jakby człowiek nie miał twarzy :D
Teza trolla oczywiście z czapy i rzeczywiście, wygląda na to, że ktoś się nudzi – albo lubi Pana bloga i chciał dorzucić do pieca ;) Jednakże podawanie przykładu Apple trochę nie na miejscu. To zwykły troll patentowy i sądowy, który – nie wymyśliwszy i nie wyprodukowawszy niczego własnego – ciąga po sądach firmy a to za zaokrąglony prostokąt, a to za choćby listek z jabłonki. Jak się okazuje, nawet właściciele stron, których nazwa składa się z liter a, p i l nie mogą się czuć bezpiecznie. Tak to jest jak firma produkująca sprzęt elektroniczny ma więcej prawników, niż naukowców, techników i inżynierów. Zgadzając się z przesłaniem wpisu, oprotestowuję część z trolem patentowym, bo osłabia przesłanie. Atakują firmy, które miały w logo jabłko jak jeszcze Stiw nie był w planach rodziców, a z logo na laptopach dali po prostu ciała umieszczając je odwrotnie i dopiero po jakimś czasie zorientowali się, że nie potrafią nawet poprawnie umieścić jabłka na obudowie. W każdym razie mój pierwszy laptop w zamierzchłych czasach logo miał jak się należy. No, ale ja nie jestem głupi, nie płacę za sprzęt trzy razy więcej, niż jest wart.