Heraldyczne fikołki
9 czerwca 2006Rozmawiając ostatnio z klientem zeszliśmy w uliczkę heraldyka. Opowiedział jak to ciekawie przebiegały prace nad takowym herbem. Stworzono komisję do oceny, same tuzy z miejscowego szczebla władzy. Zaproszono grafika do opracowania. Nikt co prawda nie miał wiedzy heraldycznej, ale nie szkodzi. Grafik opracował projekt na tyle zgodny z zasadami tejże heraldyki na ile wiedział i potrafił. Wysoka komisja zebrała się i zaczęto deliberacje – kolor nie ten, może spróbujemy taki… albo taki…, ja bym dodał … a ja …. . Snopek, trybik, słonko, woda, może pałka, pałki szkoda. Parę godzin zaciętego dyskursu przyniosło sowitą listę życzeń, uwag i zaleceń. Grafik zdębiał. Zdawał sobie sprawę ze swoich braków wiedzy i możliwości popełnienia błędu, aliści to, czego oczekiwano byłoby karykaturą. Realizacja takiego projektu oznaczałaby podpisanie się pod nim i wyjście na idiotę. Zrezygnował. I dobrze, przynajmniej jeden mądry.
Przypomniało mi to, onegdaj czytaną, informację o herbie Mazowsza, zrobiłem niestety wydzierkę z jakiejś gazety, więc cytował nie będę. Otóż ni mniej, ni więcej, Mazowieckie „pożyczyło” sobie godło wielkopolskich Oborników i ma problem. Oceniali fachowcy, doradzali fachowcy, zapewniali fachowcy w 2002, a teraz fachowcy mówią – Błąd. To komisja heraldyczna przy MSWiA nie porównuje projektu do istniejących już herbów przed akceptem? Nie ma znaczenia, że heraldycy są skłócenia. Albo coś już istnieje albo nie.