est > Estonia
29 stycznia 2017Estonia podjęła ambitną próbę budowania marki narodowej, o czym poinformowała na swojej stronie fejsbukowej Fundacja Best Place – Europejski Instytut Marketingu Miejsc, przy okazji podsumowując naszą słynną sprężynkę.
I trudno się z tym nie zgodzić, bo estońska próba budowania marki narodowej (Estonia Nation Branding) jest o tyle interesująca, że opiera się nie na znaku graficznym, jak Szwajcaria czy Szwecja, a trzech literach, będących początkiem nazwy kraju Estonia > EST. Te trzy litery są wykorzystywane w sposób nieco podobny do niegdyś proponowanego przeze mnie „system PL”. O ile jednak ja wbudowywałem w pozytywne słowa z obcych języków znak, to Estonia wykorzystuje do budowania pozytywnego obrazu końcówkę „est”, poprzez dodanie jej w słowach angielskich. Wykorzystując na przykład takie słowa jak fast, happy, smart, proud, high, po dodaniu końcówki „est”otrzymujemy – fastest, happiest, smartest, proudest, highest, czyli stopień najwyższy.
Proste i genialne rozwiązanie.
System został również przemyślany pod kątem budowania marki narodowej poprzez domenę z końcówką .est, jako domenę TLD (Top Level Domain). Oczywiście najlepiej jeśli nowa domena wykorzystuje schemat pokazany wyżej.
Bardzo szerokie i szczegółowe wyjaśnienie całej koncepcji estońskiej marki narodowej znajdziecie na stronie .justestonishing.atavist.com.
Aż żal, że z naszą nazwą nie bardzo mamy jak taki system zapożyczyć. Jedyne, co nam się z POL „udało”, to spory zestaw nazw własnych firm, z taką końcówką. Tyle, że przełożenia na markę narodową ni śladu.
Podobne artykuły
Masz rację, niestety pyta się nie bez powodu :) zawsze potem można powiedzieć „taka była wola ludu” :)
Doskonale rozumiem schemat, zastanawiam się jedynie głośno, że można spróbować go przełamać.
Myślę też, że to musiałaby być inicjatywa zrealizowana w oderwaniu od kwestii finansowych.
Jeśli traktować takie zagadnienie jako zlecenie, to i owszem, ręka się po kasę wyciąga sama.
Ale nie w pieniądzach jest pies pogrzebany, moim zdaniem, tylko w podejściu właśnie.
nie zrozumieliśmy się , przy takim projekcie przychodzi moment gdy muszą pojawić się pieniądze, nie ma szans na zgromadzenie tak szerokiego grona samych zapaleńców, pracujących za nic, proste czasem przetestowanie na zewnątrz choćby. Prowadzę Orli Dom i mam już mniej więcej rozeznanie dokąd da się to robić za free, a kiedy musi się pojawić wsparcie finansowe. To niestety nie jest mała fundacja.
Nie miałem na myśli zapaleńców.
Zapaleńcy na dłuższą metę się nie sprawdzają.
ja też nie miałem ich na myśli. Po prostu pewnych rzeczy nie da się zrobić w określonym terminie na zasadzie „wolontariatu”. Taka zabawę, robienie w wolnej chwili, przerabiam z projektem Orli Dom już circa 11 lat :) a i tak na niektóre rzeczy potrzebne były i są pieniądze.
Jeśliby po drodze nie pytać Polaków o zdanie, a wiadomo, że znają się na wszystkim, tylko wdrożyć jakąś ideę opracowaną od A do Z w życie, mogłoby się okazać, że u nas też się da.