co moje, to moje, reszta nie
9 lipca 2011Prezentowałem w marcu swoje wizualizacje dla Ustki, które pokazywały jaki właściwie jest ten założony wizualny kierunek promocji. Miał być dalszy ciąg, zgodnie z założeniami, wyszło co wyszło czyli radosna twórczość „bo drukarnia zrobi projekt za darmo”. No i robi, ale że przy okazji idzie to w złym kierunku i ma czasem znamiona naruszania praw autorskich jakoś trudno im zrozumieć.
W związku z tym że pojawiają się różne głupoty, mówiąc oględnie, z zastosowaniem logo, nawet wbrew księdze znaku, postanowiłem pokazać to co jest mojego autorstwa i tym samym odciąć się definitywnie od pozostałych samodziałowych „realizacji”.
1. Plakat promocyjny zaprojektowany przed sezonem 2010, w ostatnim momencie pozbawiony logo, które pozostało tajne aż do lutego 2011.
2. Plakat na sezon 2011.
Fotka zrobiona na Dworcu Centralnym w Warszawie. Umieszczone ponad citylaytami strzałki do kas dodają ciekawy kontekst, nieplanowane sugerowanie co należy zrobić :)
3. Projekty promocyjnej naklejki soku jabłkowego „Soczysta Ustka”
I to aż tyle, reszta jest milczeniem i… oszczędzaniem tam gdzie nie trzeba. Co moje, to moje, reszta nie, o resztę autorów realizacji pytać w Ustce. Wiara że da się coś za darmo bywa nie tylko złudna, ale i czasem kosztowna, gdy budowanie wizerunku psuje się już na początku.
Podobne artykuły
co nie znaczy że mam potulnie przyznawać się do nie moich realizacji, wypaczających moje widzenie tematu :)
a tutaj inne miasto poszanowało czyjąś pracę ;)
http://swietochlowice.pl/?nr=3003
Cudzą pracą jest kilka(dziesiąt) nadesłanych propozycji (całe szczęście mojej nie było), z których zapewne można było coś wybrać i chociaż jakąś symboliczną nagrodę ufundować. Myślę, że warto było chociaż poddać te propozycje pod jakąś publiczną sondę, coby mieszkańcy wyrazili swoje odczucia co do identyfikacji z nadesłanymi znakami, bo niestety konkursów bez rozstrzygnięć jest coraz więcej.
To że konkursów coraz więcej nie rozstrzyganych coraz mniej mnie dziwi, szczególnie tam gdzie stawia sie ramy w briefie a przychodzą dzieła artystyczne nie trzymające ani ram, ot twórca uważa że wie lepiej – nagminne to. Z drugiej strony oczekiwanie gratyfikacji, jakiejkolwiek, w sytuacji jasnego regulaminu i jednej nagrody jest dość dziwnym postulatem, bo chyba regulaminy się czyta. Z trzeciej strony – nie wiem czy po unieważnieniu zafundowanie każdemu lizaka to jakakolwiek docena jego pracy.
Co do sondy – przy większych projektach, takich jak ten,, robi się badania, a nie sondy. Znak to nie blondyna na konkursie piękności i nie idzie o to czy się będzie podobał, tylko czy będzie działał skutecznie.
Jasne, że regulaminy się czyta i każdy „mądry” organizator konkursu zastrzeże sobie możliwość nieprzyznania nagród, ale ja po prostu chciałem wyrazić swoje małe zniesmaczenie takimi sytuacjami, ale ludzie i tak będą robić swoje, ot tyle.
A co do tego, że znak to nie zlepek kilku kształtów, które niczym wspomniana blondyna mają „świecić” photoshopowymi efektami, to prawda w 100% ale bodajże w przypadku Suwałek propozycje agencji zostały poddane pod osąd na jakimś lokalnym forum i jakimś trafem na takowym się znalazłem i opinii było dość sporo, jedne obojętne, inne w ramach typowego polskiego gadania: „co to ma być, ja to bym lepsze zrobił…”, ale niektóre faktycznie miały sens bytu. Na pewno przez zasięgnięcie zdania mieszkańców, można uniknąć takich dziwnych sytuacji jak miała miejsce w Białymstoku (aczkolwiek pewnie wszczynającym sprawę „homoseksualnego” plagiatu nie był mieszkaniec tego miasta), no i wydaje mi się że ważne jest to, aby mieszkańcy miasta czy gminy nie wstydzili się „swojego” logo, bo w przypadku mniejszych miast decyzję o wyborze logo podejmują pewnie pan burmistrz z radnymi i pani od plastyki z pobliskiej szkoły i według własnego widzimisię decydują, że wszystkie nadesłane prace są brzydkie, ale obym się mylił :)
Ocenie vox populi podlega u nas wszystko i jak to u nas wszyscy wiedzą lepiej w temacie, co i jak należało zrobić oraz za ile groszy to może zrobić wnuk sąsiada. Nie w tym jednak rzecz dla znaku, by poddawać go pod taki osąd i czekać „co z tego wyjdzie, to przyklepiemy”, bo efekt będzie zawsze kiepski. Dlatego napisałem że takie rzeczy sprawdza się fokusami pod kątem skuteczności, również robionymi wewnątrz, w oparciu o założenia wyjściowe, których oceniacze na forach na ogół czytać nie chcą. Piszesz że taki społeczny osąd pozwoliłby uniknąć sytuacji Białegostoku, ale jest to dość zwodnicze założenie, może tak a może nie, może dopiero znów po zaklepaniu ktoś ostro przeciwny znakowi rozpoczął by poszukiwania i znalazł to co chciał do przywalenia. Inna sprawa że w Białymstoku dano się zapędzić w kozi róg z tym „gejowskim” hasłem, zamiast wykorzystać sytuację. Plagiatu nie było. Zresztą szermowanie słowem „plagiat” to u nas dziwna moda, tak zresztą jak i „skandal” czy „afera”. Widać ich bezsensowne, wielekroć, używanie daje autorom niezbędną do zycia adrenalinkę.
Nawet nie wiedziałem, że Ustka reklamowała się we Wrocławiu i to tuż obok mnie (2. zdjęcie, z mknącym po szynach niebieskim tramwajem). Bardzo możliwe, że to jedyny citylight z tym plakatem, bo – poważnie – nigdzie nie spotkałem się z nim!
Szkoda, że koincydencja to jest, ten „strzałkowy efekt”, bo jest niesamowicie nośny i udany, byłoby się czym pochwalić w świecie szerokim.
Cóż poradzisz. Wdarłeś się Andrzeju do publicznego dyskursu o znakach tą realizacją (moim zdaniem udaną) i teraz już zawsze będziesz z nią kojarzony, czyt tego chcesz czy nie.