w kaczy kuper
11 sierpnia 2011Tak sobie w wolnych chwilach, między oglądaniem gwiazd a kolejnym dymkiem z papierosa, rozmyślam nad tym kultowym hasełkiem „plagiat”. Kultowym czyli używanym jak się komu przywidzi, a nie w sensie prawnym, bo prawo jakoś kultowe to nie chce być. A jest o czym dumać bo niby to takie proste, że jak mawiają aż prostackie, a z drugiej ci ono nijak proste jak cep być nie chce. Wiek poprzedni jak i nasz umiłowany obecnie panujący dały kopa informacyjnego ostro, mówiąc porównawczo przesiedliśmy się z chabet czteronożnych na rumaki odrzutowe z dopalaczami i grzejemy ileś tam Macha na godzinę. Z jednej strony dostaliśmy łatwość tworzenia informacji, czy to słownej czy obrazkowej, z drugiej zaś łatwość kolportowania tejże i łatwość jej wyszukania. Efekt? ilość informacji, jaką wytworzono w tak krótkim odcinku czasu, jest porównywalny do ilości informacji jaką ludzkość wytworzyła od zarania dziejów do początku wieku XX. Nie przymierzając super globalny potop informacyjny, nie do ogarnięcia i na dodatek rosnący w miarę trwania.
Jak tak sobie uświadamiam ten potop jasne stają się te pojawiające się z jednej strony podobieństwa czy inspiracje, nawet nadinterpretacje czy prawie kalki. Myślenie się globalizuje zasób informacyjnych kalek w podświadomości przypomina stertę, wróć wysypisko śmieci wielkiego miasta. Wszystko tam można znaleźć a większość kryje się wewnątrz, nieuświadomiona. Jak więc maja nie pojawiać się te zbieżności skoro „wszystko już było” jak mawiał Ben Akiba a myślenie lokalnymi stereotypami staje się unifikacją międzynarodową promującą ponadkulturowe kalki wedle akuratnie panującej mody. Jeżeli ktoś twierdzi że się nie inspirował, podświadomie nie użył już wykorzystanej formy, to nie wie co mówi. Powody są dwa: primo właśnie owa ilość informacji jaką, chcemy czy nie, wchłaniamy jak gąbka. Secundo zaś – większość tej informacji ukrywa się gdzieś w podświadomości przywalona kolejnymi informacyjnymi śmieciami świeższej daty i sami nie wiemy skąd się nam to nagle przypomina, wykreowuje i daje posmak jacyśmy to genialni i odkrywczy. Nikt na to nie wpadł. A potem bach, jak w kaczy kuper, dostajemy z obu luf, czasem jeszcze flekiem z półobrotu, bo już ktoś, kiedyś, coś takiego…
Nie mówię oczywiście o ctr+C ctr+V i toczka w toczkę rżnięciu głupa, przy użyciu cudzego pomysłu li tylko różniącego się podpisem autora. Ale, to co do tej pory jeszcze w XX w. było w miarę proste do oddzielenia, tu plewy, tam ziarno, teraz już tak łatwe nie jest. Cienką czerwoną linię gdzieś ukradli i w zamian mamy domyślne a szerokie martwe pole, granicę domyślną mniej lub bardziej. Tak długo, jak długo nie ma precyzyjnych danych kto, co i kiedy stworzył, i czy ten drugi miał czy nie miał możliwość tegoż obejrzenia, choćby potencjalną, nie będzie proste to rozgraniczenie na pierwszy rzut oka. Niestety liczba dzieł z obszaru znaku rośnie w takim tempie, że może być tylko gorzej, z tą ich weryfikacją.
Najlepszym chyba przykładem, tego co opisałem powyżej, był konkurs Human Right z 15 tysiącami nadesłanych projektów, gdzie podobnych nie tylko idei, ale i ich wizualizowania, było na pęczki. Ot, ujednolicanie się kulturowe i globalizacja myślenia.
Projektujesz? szykuj kuper.