powielona myśl
23 sierpnia 2012Wspominałem w „leniwym sierpniu” o załapaniu się na odprysk fali „plagiatomanii”, czas więc na szczegóły.
Z okazji Roku Korczaka, był konkurs, na plakat. Na stronie Roku, w galerii zaprezentowano prace finałowe tegoż konkursu, między innymi tę propozycję
Na Facebooku mignęła mi ta praca i gdzieś znikła, ale coś mi jednak w pamięci zadrażniła. Już coś takiego… chyba… widziałem… i rzeczywiście.
Pierwszy dubel znalazłem od ręki, na Fotolia
Kolejny na shutterstock
Następny przykład to logo Oregon Parenting Education
Pytanie „kto, kogo” może przynieść znacznie więcej realizacji tej idei niż nam się wydaje. Globalizacja kultury, dzięki internetowi niesie dwa niebezpieczeństwa. Z jednej strony umożliwia, poprzez internet, dostęp do zasobów, z drugiej zaś wpływa na ujednolicanie myślenia kreatywnego, opieranie się na tej samej warstwie komunikatów i zakresów symboliki. Z jednej strony to dobrze – wzrasta czytelność idei, komunikatu. Jednak w dobie wszech panowania praw autorskich zaczyna być to poważnym problemem. Kto kogo dubluje, kto od kogo się inspirował, a może nikt od nikogo, rówoległość takiej samej kreacji, na bazie takich samych komunikatów do zwizualizowania. Sam już nie wiem i, mówiąc szczerze, przewiduję narastanie tego zjawiska. Ot, efekt globalizacji.
Nieodłączną cechą tego zjawiska będzie też narastanie tzw. fali „plagiatowej”, piszę w cudzysłowie bo w zdecydowanej większości pojawiające się na tej fali prace plagiatami zdecydowanie nie są. Tylko skąd ma o tym wiedzieć serfujący w sieci. Skąd ma wiedzieć, że owa globalizacja kultury powoduje ujednolicenie pewnych komunikatów do podobnej formy, powstającej niezależnie. Powoduje nieświadome, wobec zalewu płynących z internetu komunikatów wizualnych, inspirowanie się. A plagiat to działanie celowe i, co ważne, powielający tą samą dokładnie formę lub treść. Przede wszystkim zaś plagiat wymaga udowodnienia nie tylko tej formy, ale i styku twórcy wtórnego z oryginałem oraz właśnie tego celowego użycia cudzego, pod swoim nazwiskiem. I tu jest pies pogrzebany.
Swego czasu słynna była sprawa znaku Quark, jako „plagiatu”. Efekt tamtej sprawy pokazał, że łańcuszek inspiracji, czy może takiego samego toku myślenia, jest bardzo, bardzo długi. Więcej, wydłużający się w miarę szukania i trudny do zdefiniowania w zależnościach kto od kogo.
Żeby było weselej sama sprawa plagiatów, szczególnie w sztuce wcale nie jest taka prosta, nawet mimo pewności, co do intencji twórców kolejnych dubletów. W malarstwie mamy tysiące kopii dzieł uznanych. Kopii nie plagiatów, choć na dobrą sprawę to właściwie są plagiaty, ale nie są, skomplikowane. Ale mamy też ewidentne zapożyczanie, inspirowanie ideami. Działo się tak przed epoką internetowego surfowania i nadal dzieje. Tam chodzi jednak o dzieła eksponowane w jednym egzemplarzu, teraz zaś o dzieła zwielokrotniane we wszystkich możliwych kanałach komunikacji wizualnej.
Czy zatem możemy mówić o nastaniu ery powieleń? Wszystko już było, jak mawiał Ben Akiba. Może tak, a może nie. Próby wykreowania komunikatów ewidentnie nowatorskich w formie, posuwają nas co prawda nieco do przodu i dalej od ogranych kalek, ale też same prowokują powstawanie własnych. I tak od „plagiatów” doszliśmy do trendów, które chcą, czy nie chcą, stają się plagiatogenne.
Osobna niejako, a jednak rzutująca mocno, na ów trend nazywania wszystkiego „plagiatem”, jest sprawa skojarzeń indywidualnych. I tu dopiero mamy wolną amerykankę, w najlepszym stylu. Wynika zaś ona z prostego faktu porównań w pamięci i szukania podobieństw, na siłę, ale o tym pisałem już w „porównaniu e”, trzy lata temu.
Ten wspominany wyżej trend ma, jak przewiduję, przed sobą jeszcze długie lata egzystencji, z prostego powodu – ztabloizowani odbiorcy bardziej zainteresowani są aferkami i krwią, niż nudnymi opisami rzetelnej, dobrej roboty. Daleko szukać nie muszę, tu na blogu ilość wejść na hasło „plagiat” wzrasta natychmiast do kwadratu, a bywało i sześcianu.
Tak na marginesie zastanawiam się jak to jest, z jednej strony mamy poprawność polityczną, do przesady, ostatnio nawet murzynkowi Bambo Tuwima się oberwało. Z drugiej zaś, swobodnie i w nadmiarze używane, funkcjonują takie słowa jak „złodziej, afera, plagiat” itp.. Może więc należy, bardziej poprawnie politycznie, wprowadzić określenie „powielona myśl”, dla szpanerów „duplicated thought”.
design plagiat
Tagi: dubel duplicated thought dzieło globalizacja inspiracja komunikat kopia kreatywne plagiat powielona myśl
komentarze 2
rozmyślania pod choinką
27 grudnia 2010Przyglądając się historii świata, postępowi cywilizacji, trudno oprzeć się wrażeniu, że w równym stopniu rządzi nim inspiracja na spółkę z plagiatem. Ta pierwsza część dawała podstawy do rozwoju myśli i rozwiązań, drugi element zaś, plagiat, chwałę „nowym odkrywcom”. Przesadzam? niekoniecznie, bo spójrzmy na takie odkrywanie Ameryki przez Kolumba. Nie idzie tu nawet o to kto był pierwszy i kiedy. Sprawa jest dość prosta – jak odkryć coś, co nie tylko odkryli inni, ale i podali na tacy, w postaci map. Czy rzeczywiście Kolumb nie wiedząc tylko zakładał, że tam musi być droga do Indii? A może jednak dokładnie wiedział grając znaczonymi kartami, na co są dowody, że nie tylko jest tam droga do Indii, ale i osobny kontynent na tej drodze. Ba, wiedział również jakim kursem można się do niego dostać. Nie jest przecież tajemnicą że mapy całego świata, tak tak, z wyrysowaną Australią, Amerykami i Antarktydą, a takoż Arktyką na dokładkę były dostępne PRZED jego odkrywczą wyprawą, wraz z całym zasobem instrumentarium astronomicznego (np. tablice efemeryd astronomicznych) potrzebnego do zrealizowania owej podróży.
Ot, wystarczyło wykorzystać dostępną wiedzę nie ujawniając skąd wiemy. Dochodzi więc jeszcze jeden element – prawdy, o którą tak zaciekle toczymy czasem boje, ale jednocześnie nie bardzo nam widać bywa wygodna ta cała prawda i tylko prawda, to ją sobie dobieramy, dokrawamy, wedle założeń nam pasujących, pozostałą zbędną część zamiatając chybcikiem pod dywan.
No bo, skoro już o Kolumbie i odkryciach, jakże się tu przyznać że inni coś nam podarowali, a my tylko potrafiliśmy z tego skorzystać? Podarowali, ot po prostu podzielili się własną wiedzą, szeroką i na wysokim poziomie, amy sobie najsampierw to cichcem przetłumaczyliśmy, nie mówiąc broń boże skąd to i kto autorem,podpisaliśmy własnym nazwiskiem i leci. A potem kolejny autor rzecz przekopiował ciut lepiej zilustrował i leci…. Kolejni coś dołożyli własnego, rozwinęli i tak z plagiatu gładko przepłynęliśmy do inspiracji, gubiąc z rozmysłem pierwotnych autorów. Jakby ktoś miał wątpliwości wystarczy sprawdzić kolejność pojawiania się map, dostępnych przed wyprawą Kolumba, i zawartą w nich wiedzę, a także zastanowić się skąd np. Niemiec nie znający morza ni kartografii nagle objawił światu zaskakującą dokładną mapę świata. Geniusz i jasnowidz ? No, ale wtedy nie było internetu i odkrycie plagiatu, czy zapożyczenia, nie było ani tak proste, ani tak jednoznaczne do wykazania.
Czytam sobie podchoinkowego Gavina Menziesa „1434 rok, w którym wspaniała chińska flota pożeglowała do Włoch i zapoczątkowała renesans” i patrząc z naszej perspektywy dziwię się jak można było podarować za friko i bez tantiem całą furę wiedzy. Mało furę podarowali, bo statki całe wiedzy wszelakiej, zebranej przez tysiąclecia funkcjonowania Państwa Środka, skondensowanej i przebranej, i to wszystko innemu, obcemu państwu. Zadziwiające z naszej, zapatrzonej w prawa autorskie i wynalazcze, perspektywy. Ot, przywieźli i podarowali, jakby nigdy nic. A my to skrzętnie nie tylko wykorzystaliśmy, ale i równie skrzętnie i chętnie zapomnieliśmy od kogo dostaliśmy. Dzięki temu to my białasy europejskie, takie sprytne i genialne, mienimy się autorami i odkryć, i wynalazków różnistych. Dziwny ten świat. Ale też patrząc na tę historię, w tym akurat momencie, trudno uznać że to był jedyny taki transfer, choć na pewno najlepiej poświadczony. Trudno się też dziwić chińskiemu pożyczaniu dziś nowych technologii z Europy, toż odbierają sobie, poniekąd to co podarowali. Takie machniom – my wam, wy nam. Czy oni, darowując to wszystko, byli tacy głupi? Raczej nie. Było to dokładnie przemyślane, przygotowane i zrealizowane przedsięwzięcie z długoterminową perspektywą korzyści, dla nich.
Kołacze mi się w głowie taka wątpliwość – czy zatem te nasze ochrony praw autorskich i wynalazczych nie są aby hamulcem postępu w każdej dziedzinie? Marnowaniem czasu na wymyślanie kolejnych takich samych kół, ale ciut innych, bo patenty, i ciągłym odkrywaniu dawno odkrytych lądów…. Najśmieszniejsze ze powyższa para plagiat + inspiracja funkcjonuje nadal z dobrym skutkiem, z dobrym, bo nie tylko jest to jeden, jedyny, zły skutek w postaci naruszenia cudzych praw. Zdawać by się mogło, że wszystko to bardzo dalekie od projektowania, corporate identity itp. spraw i właściwie jedyny związek to li tylko nasze współczesne podniecenie na widok kolejnego „kradzionego” czy daleko za bardzo inspirowanego znaku. Warto jednak zerknąć wstecz i zauważyć, że od początku mamy ten dualistyczny kod wpisany w design, czy się to nam podoba czy nie….
Słychać, że nic nie słychać – jak mówi moja żona. Dlatego dobrze słychać, jak nasze słychać.
PS (28.12.10) mały dodatek autorstwa Szymona Wanatowicza, zaczerpnięty z Goldenline:
Czytając „rozmyślania pod choinką” przypominał mi się inny bardziej współczesny przykład.
Odsyłam do fotografii, którą zamieściłem niedawno na Facebooku.
Krótko mówiąc, był sobie taki Xerox – system „okienkowy”, o którym dość łatwo świat zapomniał. Dzisiaj powszechnie się uważa, że koncepcję intuicyjnego, okienkowego systemu stworzyła firma Apple, a zły Microsoft ukradł ideę. Niestety, to firma Xerox dała początek myśleniu o systemie operacyjnym w kategoriach graficznych. Jak to mówi mądre przysłowie: kłamstwo, (czytaj też drobne przekłamanie) często powtarzane staje się prawdą.
Niebezpieczny minimalizm
10 sierpnia 2009Dążenie do minimalizmu w logo, jak najbardziej oszczędnej formy, niesie za sobą niebezpieczeństwo użycia kształtu, nawet nieświadomie, już wykorzystanego. W końcu katalog form najprostszych jest bardzo ograniczony. Oto prosty znak interpunkcyjny – dwukropek
Kto był pierwszy? bo trudno uznać, że zmiana koloru i wielkości dwukropka odróżnia oba logo znacząco.
Skandia swój znak zmieniła na początku tego roku, z okazji dziesięciolecia obecności w Polsce.
Ten nowy znak Skandii ma symbolizować nowoczesność, dynamikę i otwartość na nowe wyzwania. Logo ma bardziej wyrazistą i przyjazną, poprzez okrągłe kształty czcionkę, a kolor liter został zmieniony na zielony.Symbol granatowej „parasolki” został zastąpiony metalicznym dwukropkiem, który występuje w logo, po nazwie firmy.
„Nowa identyfikacja wizualna marki oddaje charakter Skandii jako dostawcy długoterminowych planów oszczędnościowych. Skandia oferuje klientom rozwiązania, które zabezpieczają przyszłość finansową w długim horyzoncie. Oferta pozwala w elastyczny sposób realizować różne cele finansowe (emerytura, edukacja dziecka, realizacja własnych marzeń). Propozycja Skandii odnosi się do indywidualnych potrzeb każdego klienta. Przygotowana strategia odpowiada na oczekiwania rynku i pozycjonuje naszą firmę jako dostawcę produktu dla szerokiego grona klientów detalicznych” – powiedział Paweł Ziemba, Prezes Zarządu Skandia Życie TU S.A.
Sapa rozpoczęła działalność w Szwecji 40 lat temu i obecnie ma zasięg międzynarodowy. Do Polski weszła w 1992 roku. Kiedy zmieniła logo trudno powiedzieć, na pewno posługuje się nim dużo dłużej niż Skandia. Zatem kto był pierwszy wiadomo. Inspiracja czy przypadek? a może…
PS biję się w piersi za niepodanie źródła tej ciekawostki – jest nim wpis Arkadiusza Słoty na GL. Przepraszam autora za to pominięcie.
logo plagiat
Tagi: dwukropek identyfikacja inspiracja kolor wizualna znak
komentarze 3
Nowy Erfurt
16 lipca 2009Na designtagebuch zaprezentowane zostało nowe logo Erfurtu
design. Artus.Atelier.
Czy to Wam czegoś nie przypomina? Mnie przypomniało, mój własny tekst z maja – POZnaNIE
Nie da się ukryć że inspiracja jest inna, a i rozwiązanie ciekawe, jednak efekt wizualny, szczególnie tej wersji. dla odbiorcy podobny.
Źródła:
designtagebuch
erfurt.de