recepta na kultowe logo

16 marca 2021

Recepta na ponadczasowe, kultowe logo jest dość prosta:

Po pierwsze – trzeba zapewnić stały rozwój firmy przez ponad pięćdziesiąt lat a najlepiej ponad sto.

Po drugie – inwestować w reklamę, zwiększając kwoty wraz ze wzrostem firmy. Im więcej włożymy pieniędzy i im szerzej się reklamujemy, tym lepiej.

Po trzecie – znak musi ewoluować wraz ze wzrostem firmy i upływającym czasem. Można sobie pozwolić nawet na kilkadziesiąt zmian, dostosowujących logo do nowych trendów na rynku. Ludzie i tak pamiętają tylko ostatnią wersję logo, góra dwie.

Czasem można oczywiście skrócić czas potrzebny do uzyskania kultowości. Krótszy czas wymaga jednak jeszcze większych pieniędzy na reklamę i pod warunkiem, że mamy towar rzeczywiście z  najwyższej półki.

Sam znak nie musi być na początku genialny, choć może.

stare znaki firm

Pierwsze znaki firm, kolejno od lewej:
Longines 1860, Bayer 1881, Nokia 1871
Ford 1903, Audi 1909, Mercedes 1902
Mitsubishi 1870, Renault 1900, Siemens 1899
Canon 1934, Fuji 1934, Apple 1976

Co nam daje osiągnięcie statusu kultowego znaku? Możemy wtedy wszystko – od podwyższania ceny po obniżanie jakości. No i jako marka uznana możemy tępić wszelkie podobieństwa u innych, od rekinów po płotki. Możemy także wprowadzać pod naszą markę towary na jakie nam przyjdzie ochota, od sznurówek po samochody, ludzie to kupią, bo kultowy znak robi swoje.

Proste – czas i pieniądze.


Wstęp do przeprosin?

16 sierpnia 2009

Dziś dotarł do mnie taki mail:

Szanowny Panie ,
bardzo proszę o upublikowanie tej wiadomości. Chciałbym sprostować kilka rzeczy.

Jakieś 2 miesiące temu założyłem moją pierwszą firmę, z nadzieją na lepsze jutro. Nieświadomy tego , że to co pojawiło się na jednej z moich aukcji wywoła taką burzę . Aukcja jest usunięta. Na kolejnej pojawią się tylko moje grafiki. Cóż, człowiek uczy się na błędach… Z drugiej strony jestem jednak wdzięczny Panu za zwrócenie uwagi. Taki zimny prysznic na pewno się przyda na początku działalności, na pewno wpłynie pozytywnie na dalsze poczynania związane z moją firmą. Pierwszy mój komentarz był lekkopowiedziawszy przesadzony. Słowo „złodziej” powiązane bezpośrednio z nazwą mojej firmy sprawiło, że naprościej na świecie… puściły mi nerwy.

Przy okazji pragę przeprosić wszystkich za zaistniałą sytuację. Owszem mogłem w ten sposób sugerować , że ja jestem autorem tych znaków. Na pewno nie w moim interesie jest projektowanie LOGO za marne 19zł. Aukcja miała być raczej (jak się okazało kiepską) próbą nawiązania kontakty z kilkowa zainteresowanymi firmami. Na pewno Pan wie, że na początku „kariery” każda znajomośc odgrywa ważną rolę. Niestety naiwne nastawienie ustawiły mnie teraz na przegranej pozycji. Wpisując w google nazwę mojej firmy, na pierwszej stronie z rezultatami ukazuje się „złodziej”. Jeden ruch może zniszczyć wielką część pracy, którą wkładam od początku istnienia mojej skromnej firmy. Jeszcze raz jednak podkreślam, że nie miałem nigdy zamiaru nikogo okraść ani urazić. Jest m Jak to powiedział mój przyjaciel- „życie jest najlepszym nauczycielem”. Sprawdziło się.
Z poważanie Przemek Schmelter

Jak autor sam napisał sprostowanie jakieś mamy, oficjalnych przeprosin, wszystkich pokrzywdzonych autorów imiennie, nadal brak. Czekam.


Kolejny złodziej

14 sierpnia 2009

I jaka okazyjna cena – jedyne 19 zł.  Jak widać na Allegro panuje moda na amatorów cudzej własności. Właśnie dostałem, za co serdecznie dziękuję, link na Allegro od A.K. z kolejnym skradzionym moim logo – Urzędu Zamówień Publicznych. Ale żebym nie czuł się osamotniony pozostałe też mają swojego autora, i raczej nie jest nim sprzedawca

zrzut oferty złodzieja 14-08-09

Kto zacz ów „artysta”? na Allegro występuje jako „firma-przem”
Dane kontaktowe:

Tel: 697 423 327
e-mail: biuro@studio-przem.pl
GG: 948 46 51

Dane wskazują na stronę Studio-Przem

STUDIO- PRZEM
Profesjonalne usługi graficzne
NIP: 875-150-24-91
Małe Łunawy 3
86-200 Chełmno

Warto zajrzeć też tu by zobaczyć kto zacz ów amator cudzego.

A przy okazji tego złodzieja i mojego wpisu na blogu o poprzednim – wtedy jeden ambitny i wyrozumiały tłumaczył mi jak to tamtym wpisem obrażam innych uczciwych sprzedawców logo na Allegro. Ciekawe co powie teraz.

Dla zainteresowanych historią poprzedniego zlodzieja: Złodziej z Allegro, Na złodzieju czapka gore, Znikajace portfolio, Przeprosiny


Manowce wizerunku

15 czerwca 2006

Nawet najlepiej zaprojektowane logo, jako podstawa budowania wizerunku, nie działa w próżni. Bez wsparcia w postaci prawidłowego używania go w różnych sytuacjach po kulturę obsługi klienta jest tylko bytem graficznym. samym w sobie. Zakodowany w nim przekaz pozostaje ukryty dla klienta. Porównując to do samochodu – zakup najpiękniejszego samochodu to krok pierwszy, drugim jest jego używanie dla własnej wygody a i bezsprzecznie podzielenia się radością posiadania z bliźnimi, również w celu wzbudzenia zazdrości. Taki samochód postawiony w garażu nie istnieje dla otoczenia i co najwyżej możemy go kontemplować osobiście. Znak musi funkcjonować, docierać do klientów, otwierać zakodowane przesłania o naszym profesjonalizmie, nowoczesności czy branży. Musi docierać w sposób przejrzysty ułatwiając zapamiętanie.

Sam projekt znaku dla firmy nie jest w tejże firmie, wielekroć, najbardziej priorytetowym wydatkiem, a zatem i fundusze na niego przeznaczone bywają okrojone na tyle by wystarczyło na zamówienie u grafika samego logo. Oszczędność na projektowaniu papeterii czy Podstawowej Księgi Znaku wydaje się oczywista. Czy aby na pewno? Z perspektywy krótkoterminowej i przy założeniu „jakoś sobie poradzimy sami” bezsprzecznie tak. Do momentu wprowadzania znaku na rynek takie myślenie oparte na liczeniu pozornej oszczędności ma nawet rację bytu. Przychodzi jednak moment gdy znak zaczyna funkcjonować na zewnątrz i powinien wspierać nasze dążenia do zbudowania w świadomości klientów dobrego wizerunku naszej firmy. Moment ważny bo mający przynieść nam profity w postaci zwiększenia sprzedaży, ilości pozyskanych zleceń czy uzyskania przewagi nad konkurencją.

Paweł Tkaczyk w swoim artykule „głębia marki”, http://paweltkaczyk.midea.pl/541/#more-541 , określa cechy jakie musi ona spełnić, by zaistnieć w długotrwałej relacji z klientem. Ja dodałbym, że aby osiągnąć jakąkolwiek głębię trzeba prawidłowo tę markę/logo wprowadzić w obieg. Porównanie z nurkowaniem w wodzie nasuwa się tu samo. Nikt nie zaprzeczy, że aby nurkować, w sensie rzeczywistym, trzeba nauczyć się pływać. Najpierw trzeba opanować powierzchnię a w następnych etapach stopniowo pokonywać coraz większe głębokości, adaptując się do coraz większego ciśnienia wody. Rynek konkurencyjny zaoferuje nam takie właśnie ciśnienie wraz z naszym wzrostem, a więc i powiększaniem się zagrożenia z naszej strony. Stawiając pierwsze kroki, ucząc się pływać, narażeni jesteśmy na problemy o tyle istotne, że mające wpływ na dalsze nurkowanie w biznesie, późniejszą możliwość osiągania tej głębi, o której pisze Tkaczyk lub jej nieosiągania. W końcu naukę pływania też można zakończyć po pierwszym przytopieniu i dać sobie święty spokój.

Takim pierwszym krokiem w tej nauce pływania, badaniem, oswajaniem się i opanowaniem powierzchni wody jest tworzona samodzielnie wizytówka firmowa z logo. I tu następuje niezauważalny moment krytyczny. Prawidłowość stawiania tych pierwszych kroków. Od tej prawidłowości zależy to, co będzie następowało później – spokojny, równy marsz, lub tylko niemrawe kuśtykanie.

Ta prawidłowość pierwszych kroków, w wypadku logo, to właściwe proporcje naszego znaku, właściwe światła wokół niego /pusta przestrzeń/ czyli wyeksponowanie go w jak najlepszy sposób, mogący wspomóc jego zakodowanie w świadomości oglądającego. Nie idzie tu o maksymalizację wielkości samego logo, a o wyróżnienie go w przestrzeni tejże wizytówki, by przykuwał uwagę, zachowując jednocześnie pierwszeństwo w hierarchii informacji występującej wspólnie z nim. Nie narzucał się, ale i nie gubił w tle. By nadmiar tejże informacji nie przytłaczał go i nie marginalizował. Wszelkie „efekty specjalne” jak kolor tła, tłoczenia, dodatkowe elementy graficzne spełniające rolę ozdobników, ozdobność kroju pisma, czy wreszcie wielość użytych krojów mają to do siebie, że stanowią większą lub mniejszą konkurencję dla znaku W skrajnym przypadku nagromadzenia takich „konkurentów do pierwszeństwa” w naszym postrzeganiu powoduje, że logo jest na wizytówce, ale… go nie ma. Informacja jest, ale to co istotne trzeba wyłuskiwać z zacięciem archeologa, odkopując kolejne warstwy. Warto więc pamiętać, zabierając się za samodzielne opracowanie takiej wizytówki czy papieru, o stosowaniu prostej zasady „im mniej, tym lepiej”.

Wspomniana wyżej zasada dotyczy tak wizualnej strony projektu, jak i ilości serwowanych informacji. Jest takie powiedzenie „papier wszystko zniesie”. Papier tak, klient nie. Prosta wzrokowo wizytówka, na gładkim tle, z jasną hierarchią ustawienia wszystkich elementów według ich ważności, z ograniczonymi do niezbędnego minimum danymi teleadresowymi, daje jasny i klarowny przekaz informacyjny zarazem podkreślając nasze logo i ułatwiając jego zapamiętanie wraz z danymi adresowymi. Ta sama wizytówka wydrukowana na wielokolorowym tle, niedopasowanym do kolorystyki znaku, zabawą krojami pisma, mnogością przekazu informacyjnego /adres, wszystkie możliwe telefony, faksy, regony, nip, a nawet kont bankowe/ staje się nieczytelnym, niespójnym zbiorem różnych przekazów bez żadnej hierarchii ważności, trudnym do wzrokowego ogarnięcia, szybkie dotarcie do podstawowej informacji sprawia problem. Taka wizytówka wywołuje nieprzyjemne wrażenie bałaganu i nieprofesjonalizmu, a o prawidłowym odbiorze znaku, i pośrednio jego zapamiętaniu, mowy nie ma. Zaczyna być naszą antyreklamą.

Teoretyczny p. Kowalski mniej więcej wie jak ubrać się na spotkanie biznesowe, jak dobrać garnitur, koszule, krawat itp.by stanowiły przyjemną dla oka całość. Tenże p. Kowalski nigdy nie wpadłby na pomysł zawiązania, na taką okazję, krawatu powiedzmy „z zajączkami”. Jednocześnie nie przeszkadza mu jego firmowa wizytówka na której tych „zajączków” całe stado. Wie że wygląd i pierwsze wrażenie są istotne odnosi to jednak wyłącznie do własnej osoby. Zgoda, to jest ważne. Ważne też by to dobre wrażenie utrwalić dobrą wizytówką, pośrednio dobrym podaniem znaku firmy a w efekcie dobrym zapamiętaniem i skojarzeniem przez klienta czy kontrahenta.

Przesadzam? Nie sądzę. Czy oznacza to konieczność korzystania zawsze z usług grafika profesjonalisty? Niekoniecznie. Wystarczy nie traktować opisanej wizytówki, papieru czy innego akcydensu firmowego, jako pola doświadczeń artystycznych a jako dobry przekaźnik informacji. Istotnych i czytelnych informacji. Wystarczy zachować umiar mając na uwadze nadrzędność tejże informacji.

Niedawno wydawnictwo One Press wydało interesującą książkę „Profesjonalne tworzenie materiałów reklamowych” Johna McWade’a. Świetnie wydana i bogato ilustrowana przykładami na pewno będzie stanowić nieocenioną pomoc. Rzecz naprawdę warta polecenia, tym bardziej że obfitości w tym temacie raczej nie ma, poprzednia „perełka” – Grafika w biznesie, należy raczej do kategorii „dezinformacja i pomieszanie” i lepiej omijać ją wielkim łukiem. Tę najnowszą pozycję polecam szczególnie prowadzącym jednoosobowo działalność biznesową a jednocześnie zainteresowanym projektowaniem we własnym zakresie elementów wizerunku firmy. Przyda się też zdecydowanym na współpracę z grafikiem – ułatwi porozumienie. Koniecznie przeczytajcie wstęp. Pozycję można nabyć w księgarni firmowej http://onepress.pl/ksiazki/matrek.htm


    • Translate to:

  • Nowe

  • Tematy

  • Tagi