Przyjazna cepeliada
12 sierpnia 2010Z remanentów na GL wyciągam dziś cepeliadę znakową, pod wdzięcznym tytułem „Przyjazna wieś”
Stosownie do zapisów regulaminu konkursu na zaprojektowanie znaku graficznego (logo) konkursu „Przyjazna Wieś” organizowanego przez Sekretariat Centralny Krajowej Sieci Obszarów Wiejskich, a zwłaszcza w odniesieniu do zapisu pkt. VII Ocena, Komisja Konkursowa w dniu 7 lipca 2010 r., dokonała wyboru jednego, najlepszego projektu przy zachowaniu anonimowości zgłoszonych projektów.
Skład jury – Zastępca Dyrektora Departamentu, Naczelnik Wydziału, starszy specjalista, Naczelnik Wydziału i główny specjalista (zapis rangi zachowany zgodnie z oryginałem). Znaczy słuszny i po linii.
„[…] przy ocenianiu prac kierowano się względami funkcjonalnymi i artystycznymi zgłaszanych projektów. „
Jury miało zapewne bardzo dobre podstawy merytoryczne do oceniania, tej funkcjonalności i artyzmu, w końcu w Polsce wszyscy znają się perfekt na wszystkim. Najważniejsze oczywiście kryterium oceny, ważkie i jedyne jak sądzę, to sakramentalne „mi sie…”. Wygrywa ten, co ma najwiecej misiów, proste.
Miał być co prawda znak promujący konkurs na najlepsze projekty infrastrukturalne realizowane na terenach wiejskich pn. „Przyjazna Wieś”. Ciekawe swoją drogą, że o zgodności z założeniami nikt się nie zająknął. kto by tam sobie zawracał głowę szczegółem i mało zrozumiałym słowem „infrastrukturalne”. Wieś to wieś i szlus.
Cały plon konkursu, sądząc po prezentacji, to przywołana przeze mnie cepeliada w najlepszym wydaniu – słoneczka, drzewka, serduszki, stodółki, panny w strojach jak należy ludowych, wiatraczki, koguciki i druciki und so weiter. Z jednej strony jednokanałowe myślenie, bez głębszej refleksji o co chodzi, jest hasło „wieś” to sru domek, słonko, serducho, toż – wsi spokojna, wsi wesoła – mawiał poeta. Z drugiej strony myślenie pobożne – będzie sobie ładne logo i sprawi cud, najważniejsze by NAM się toto podobało.
Niegdyś mój mentor, przy kielonku, był łaskaw stwierdzić sentencjonalnie – „właściwie to wszystko wizualne, co komu do łba przyjdzie, można nazwać znakiem/logo. Bo w końcu jest to jakieś znakowanie, czasem tego co trzeba, ale częściej bywa to znak nieudolności twórcy i niefrasobliwości zleceniodawcy.”
Pewnie miał rację i właściwie, kontemplując znak własny organizatora, nie powinienem mieć pretensji…
– majo co lubio – jak mawiał pan Zenek, taki styl wizerunkowy – przaśnie, zgrzebnie, ludycznie, tanio finansowo a bogato rysunkowo i aby coś było „ładne” DLA NAS i „misie” PODOBAŁO. Taka karma.
Aaaa… zapomniałem… poczytajcie wpis Krzysztofa Bochnackiego „marność nad marnościami i wszystko marność” na zasadzie kompletu, koniecznie.
Podobne artykuły
To że każdy „plastyk” może się wymądrzać widać po twoim poście.
Widać też że, jak przystało na prawdziwego krasnala szczającego do mleka, ukryłeś się za cudzym mailem, dodając sobie odwagi skrzynka pocztową Schwarcenegera, ot bohater. Brakuje odwagi?
Do dziada borowego vel Schwarcenegera:
Szanowny Ktosiu Anonimie swoje komentarze liryczne o jadach, żółciach itp. spróbuj zamieścić na wp.pl lub onet.pl, znajdziesz tam wdzięczną publisie na podobnym poziomie. Tutaj niestety jesteś bez szans, nożyczki mam ja :)
Miłego trollowania.
Zastanawiam sie czy jest jakikolwiek sposob zeby ograniczyc wdrazanie tego typu potworków… mam w dodatku znaczne podejrzenia ze niektorych wypadkach jest to robione przez kuzynke burmistrza, synową prezesa etc. i niektóre gówna poprostu „musza” wygrać…